Zachwyt jest, ale tylko umiarkowany.
Czy
wreszcie w 2013 roku gwiazda Drew Lustmana zaświeci pełnym
blaskiem? Wydaje się, że typ naprawdę może być jednym z tych, którzy zarządzą
współczesną elektroniką, a jednak jakoś mu tu to nie wychodzi. Dlaczego tak się
dzieje? Przecież Lustman nie jest przypadkową osobą, wie co robić i tak dalej. Szkopuł
w tym, że znajdą się lepsi zawodnicy od niego. Kto będzie słuchał, tudzież wychwalał
FaltyDL, skoro jest Lone, Flying Lotus, Pantha Du Prince, Four Tet, Dntel czy
Rustie? Jest to jakieś wytłumaczenie, jednak gość nie rezygnuje. Dostajemy od
niego kolejny album, i znowu słychać tu i ówdzie, że to narodziny nowego Aphex
Twina, ogólnie objawienie na elektronicznej scenie, etc. Zwykle na słowach się
kończyło, bo mało kto doceniał same albumy. Jak będzie z Hardcourage?
Debiutancki krążek Love Is A
Liability nie zgłaszał jeszcze tak dużych aspiracji. To był zbiór, a raczej
zbieranina wielu pomysłów, pływających w trochę bezładnej konsystencji. Można
uznać, że to były takie „pierwszy śliwki robaczywi”, zabawy z rytmem i
elektroniczne wprawki. Prawdziwy, pełnoprawny album – You Stand Uncertain - Falty
wydał w 2011 roku. Tu już o przypadkowości nie mogło być mowy –
dopracowany oraz przemyślany zestaw elektronicznych struktur mógł się podobać.
Co prawda słychać było, że amerykański (a nie angielski!) producent przemyca
sztuczki podpatrzone u Lone’a czy Buriala i że lawiruje gdzieś pomiędzy
estetyką dubstepu i dość eksperymentalną elektroniką, więc o przebłyskach
oryginalności nie mogło być mowy. Ale z drugiej strony można tę mieszankę
nazwać sophisti-uk-garage czy jakoś tak, więc jednak coś tam Lustmanowi udało
się osiągnąć.
Tak
czy inaczej wielkiego szumu wokół drugiego krążka Falty’ego nie było, producent
został zaszufladkowany jako „ciekawa postać” i tyle. „Ożywienie” wokół jego
osoby pojawiło się gdy zaanonsował drugą trzeciego longpleja i wypuścił
promocyjnego singla „She Sleeps”. Sam kawałek jest może trochę niesinglowy, ale
co tu dużo mówić, i tak nieźle wymiata. Słysząc go mam przed oczami wielką, zatopioną
w oparach gęstego, ciemnego dymu, pędzącą równomiernym tempem lokomotywę, z
Edem Macfarlane’em w roli maszynisty, udzielającym gościnnie swojego wokalu. Za
każdym razem wczuwam się w kawałek tak samo, podążając za wielopłaszczyznową
architekturą tracka (polecam słuchawki!), co sprawia najwięcej przyjemności. A
featuring też wzorowy, Ed Mac wokalnie spisuje się znakomicie – to świetny
wokalista. Po takiej zapowiedzi zaostrzył mi się apetyt na Hardcourage i to zdecydowanie. Zatem jak album tylko się ukazał,
natychmiast po niego sięgnąłem, i teraz wyłożę swoje refleksje.
Otóż
w porównaniu z albumami wymienionych już wcześniej tuzów elektroniki, czyli z
Dntelem, Four Tetem, czy z Lone’em (którego muzyczna wizja chyba najtrafniej
pokrywa się z estetyką Falty’ego), trzeba uczciwie przyznać, że trzeci LP Lustmana
trochę jednak odstaje. Zwłaszcza porównanie z zeszłorocznym Galaxy Garden uwydatnia te słabości.
Lone przewyższa go pod wieloma względami: jest zdecydowania bardziej kreatywny,
ma rozpoznawalny styl, lepiej rozkłada akcenty, no i wreszcie – ma lepsze i
ciekawsze kompozycje. Dlatego słychać, że jeszcze czegoś Hardcourage brakuje i słychać, że to jeszcze nie jest szczyt
możliwości producenta.
Trochę
zjechałem krążek, ale tylko dlatego, że spodziewałem się jednak czegoś
mocniejszego. Nie otrzymałem tego niestety, ale musicie wiedzieć, że i jak na
razie obok A$APa i Toro Y Moi (przecież Anything
In Return świetny!) FaltyDL nagrał jedną z najfajniejszych tegorocznych
płyt, przy czym rozwija konsekwentnie wyznaczoną na You Stand Uncertain drogę (nadal łączy UK Garage z eksperymentalnym
i łagodniejszym, trochę rozmarzonym obliczem elektroniki). Ok, „She Sleeps” to
zdecydowany highlight, ale w trackliście poukrywane są jeszcze inne mocne
fragmenty. Na wyróżnienie zasługują sympatyczna skakanka synthowych motywów
„Straight & Arrow”, poskładany z zapętlonych klawiszy i wyjętych z Rolanda
warkoczy hi-hatów „Uncea”, ulepiony z technicznego beatu posążek „Finally Some
Shit / The Rain Stopped”, w którym rozwibrowany, niski pad pianina zostaje
opleciony w zrytmizowany, syntetyczny dywanik. No i oczywiście zacnym trackim
jest nieco psychodeliczny, odsyłający w kosmiczne przestrzenie, podszyty jakąś,
zwiewną jazzującą pulsacją „Closer „Bells” (świetny trick z tym „wciągnięciem”
przez trąbkę wokalizy). Widać, że tu Lustman naprawdę się trochę pobawił z
kompozycją i urządzeniami, i wyszło mu to w istocie świetnie, szkoda tylko, że
tak mało jest na Hardcourage
fragmentów na tym poziomie, bo tylko „She Sleeps” dorównuje ostatniemu utworowi
na płycie.
Reszta
tracków nie jest zła, po prostu nie porywa i nie zachęca aż tak mocno do powrotów.
To solidne, elektroniczne kompozycje, utrzymane w stylu Falty’ego. Fajerwerków
nie ma, ale wstydu też nie. No ale Hardcourage
można ocenić tylko pozytywnie, choć trzeba pamiętać, że mogło być
zdecydowaaaaaaaanie lepiej. A więc owszem, zachwyt jest, ale tylko umiarkowany.
Może w przyszłości będzie lepiej?
6.5
Tomasz Skowyra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.