czwartek, 31 stycznia 2013

Recenzja: Etamski – "Lovely Interstellar Trip" (2012,Qulturap)‎



Przemysław Etamski to polski producent eksperymentalnej elektroniki. Właśnie wydał swoją trzecią autorską płytę.













I to na pewno nie jest prosta muzyka, nie dla każdego. Etamski tworzy dla świadomego, obdarzonego dość wysublimowanym gustem muzycznym słuchacza, który szuka w muzyce głębi, drugiego dna i jakiejś historii opowiedzianej za pomocą instrumentów. Tym razem usłyszymy o podróżach, niczym w powieściach Lema.

Na krążku znajdziemy raptem siedem utworów. Za każdym razem po wysłuchaniu siódmego kawałka łapie się na tym, że czekam jeszcze na kolejne. Ilość utworów pozostawia lekki niedosyt w słuchaczu. Chociaż z drugiej strony lepiej stworzyć mniej różnorodnych utworów, niż więcej bardzo do siebie podobnych. Przynajmniej nie można zarzucić Przemkowi, że jest monotonnie.

Na Lovely Interstellar Trip odnajdziemy przede wszystkim szereg dźwięków zestawionych ze sobą w przeróżnej konfiguracji. Jest tajemniczo i intrygująco, a czasami nieomal baśniowo. Dlaczego aż baśniowo? Otóż jak byłam mała, to mama puszczała na adapterze, prosto z winyli, bajki takie jak „Czarnoksiężnik z krainy Oz”, w których tle zawsze pojawiało się podobne spektrum dźwięków, jak na tym krążku. Dlatego też album ten budzi we mnie same mile skojarzenia.

Etamski inspiruje się kulturą hip-hopową. Możemy to usłyszeć w utworze „Satellites” oraz zobaczyć w teledysku do „SAMO©”, gdzie kilku skaterów przemierza na deskorolkach trójmiejskie skwery i place. Ponadto czuć też około-jazzowe klimaty, jak chociażby saksofon we wspomnianym wcześniej „Satellites”. Jednakże Przemek nie zamyka się w żadnych obowiązujących ramach.

Motywem wspólnym wszystkich utworów Etamskiego jest spokój. Żaden z kawałków nie jest nerwowy i nie budzi niepokoju. Tyczy się to zarówno stworzonych przez niego odgłosów natury („Counting trees”), kosmicznych dźwięków, rodem z „Pana Kleksa w kosmosie” („Ashes of stars”), a także już omówionych przeze mnie eksperymentalno - hip-hopowo – jazzowych brzmień („Satellites”).

Album Lovely interstellar trip pozwoli na chwile odpłynąć w świat wyobraźni. Zatracić się i uciec od realnego, czasem pozbawionego barw świata, do zupełnie innej rzeczywistości. Bardzo mnie cieszy, że ostatnio coraz częściej nasi rodzimi twórcy zmierzają w te mniej oczywiste rejony muzyki.

7.5

 Agnieszka Strzemieczna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.