Piątkowy wieczór w Scenie Opium zapowiadał się naprawdę obiecująco, dzięki takim zawodnikom jak Afro Kolektyw i Crab Invasion. Zatem z bardzo pozytywnym nastawieniem udałem się do lubelskiego klubu. Niestety, już na samym początku doszła do mnie zła wiadomość – Afro mieli wypadek samochodowy. Na szczęście chłopakom nic poważnego się nie stało (trzymajcie się!), jednak ich występ został odwołany. No cóż – c’est la vie.
Chcąc nie chcąc, gwiazdą wieczoru
została lubelsko-warszawska formacja. I mylą się osoby myślące, że Kraby to
kolesie, którzy dorwali się gitar i gdzieś w garażu grają gówniarskiego rocka.
Dobra, są jeszcze młodzi i może jeszcze trochę niedoświadczeni, ale w niczym to
nie przeszkadza, aby już wymiatać. Zresztą na wszystko przyjdzie pora. A propos
czasu – przygotowania do występu trwały dość długo, bo część sprzętu Krabów
miała zostać dostarczona przez Afro Kolektyw. Niemniej jednak udało się
skompletować pełen zestaw i koncert ruszył.
Zaczęli od „Gonna Fly Now” z Rocky’ego (lubią takie akcje, czasem startują od „Jump” Van Halena). Ale na tym żarty się skończyły, bo następnie poleciał wydany w zeszłym roku singielek „Lesson 01” i to w zasadzie ustawiło cały gig. Teraz powinny paść takie zwroty jak „prawdziwa rockowa energia” albo „chłopaki mają powera” czy coś. Oczywiście, że tak, ale chyba jednak najfajniejsze w Krabach jest to, jak łączą różne elementy w jedną spójną całość. Można było wyłapać w ich kawałkach zagmatwanie Sonic Youth, pełnokrwiste riffy na modłę Dinosaur Jr., indie-rocka z czasów debiutu The Car Is O Fire, art-punk w stylu Les Savy Fav, a nawet jakiś disco („The Rule”) czy dubowy (dubstepowy?) feeling („Trespass”). A oprócz tego prog-rock, sophisti-pop, stoner-rock itd. Mówiąc prościej – Crab Invasion to nasza odpowiedź na Dismemberment Plan (w 2013 zarówno D-Plan jak i Kraby planują wydać albumy i wcale bym się nie zdziwił, gdyby polska formacja nagrała lepszy materiał).
I taki właśnie był ten występ – dynamiczny i pełen zwrotów akcji. Chłopaki co chwilę wycinali zgrabne motywy, a wszystko to na luzie i bez spinki. A co zagrali? Oprócz wspomnianego wyżej „Lesson 01” i znakomitego „Margin Of Order” („wykon” również znakomity), pojawiły się nowe utwory, przede wszystkim świeżutki singiel „Caps”. Świetny, nośny kawałek, który może stać się jednym z klasycznych singli bandu (szkoda, że klawisze i wokal były trochę za cicho, ale to są szczegóły). Nie zabrakło też kawałków z epki Extend Your Life (obowiązkowo musiał polecieć „I’d Hate To Seem Like I Mean What You Ment” czy „Walk-through”) czy z pierwszej demówki (poleciały na bis). Zresztą sami spójrzcie, jak wyglądała setlista:
I tak to się właśnie odbyło.
Szkoda, że Afro nie wystąpili, ale powodów do narzekań mieć nie mogę. Crab
Invasion powoli staje się bandem, który może zbawić polskiego (Indie) rocka.
Trzymam kciuki za ich debiut, bo to może być najlepsza rzecz od wydania Terroromansu. Piątkowy gig absolutnie to
potwierdza.
Tomasz Skowyra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.