Pięć kawałków, z czego jeden jest znośny, jeden momentami
daje radę, jeden jest coverem, a o dwóch powinno się zapomnieć. Tak w skrócie
można przedstawić najnowsze mini wydawnictwo Placebo, epkę B3.
W terminologii skoków narciarskich B3 uznano by za przedskoczka, rozgrzewkę przed daniem głównym, jakim jest hucznie zapowiadany na przyszły rok długograj. Czekanie na siódmy album, a drugi nagrany ze Steve’em Forrestem, raczej nie wywołuje potu niecierpliwości na czole i nerwowego szczękania zębami. Po Battle For the Sun, a wcześniej w dużej mierze i Meds (były momenty, co prawda wywołane jakimś tam sentymentem, ale jednak), nic w przypadku Placebo nie będzie już takie samo. Wydawnictwo od stóp do głów (od pierwszego do ostatniego kawałka) tak złe, jak tylko można to sobie wyobrazić, na zawsze zmieniło moje postrzeganie tej, bądź co bądź, legendarnej formacji. Nawet jeśli jestem za młody, aby pamiętać czasy premiery debiutanckiego Placebo, nawet jeśli Without You I’m Nothing dotarło do moich uszu rok po fakcie, nawet jeśli Black Market Music było pierwszym niewypałem Briana Molko, to Sleeping With Ghosts wdarło się do mojego gówniarskiego serca i nigdy z niego nie wyszło. Meds jakie było, takie było, i chociaż miało więcej minusów niż plusów, to zespołowi można było wybaczyć tę lekką żenadę. Battle For the Sun uderzyło jednak w słuchacza takimi gniotami jak „Ashtray Heart”, „Devil in the Details”, czy innymi potworkami typu “Breathe Underwater”. Rana została, już się miała goić, gdy wyszło B3. Najcelniejsze uczucie? Smuteczek.
Nie wiem, jak rozpatrywać tę płytę – czy jako odrzuty z
sesji nagraniowej do CD no. 7, czy może jako specjalny zabieg marketingowy,
próbę odznaczenia zmian, jakie zaszły po wymianie perkusisty, ale tak na dobrą
sprawę na tym stadium działalności zespołu jest mi to obojętne. Jasne, nadal
kocham kawałki z debiutu, urzekają mnie nagrania ze Sleeping With Ghosts i cieszę się, gdy słyszę „Space Monkey” z Meds, ale to już nie to samo. B3, najświeższy obraz Placków, jaki
tylko możemy obecnie mieć, nie napawa optymizmem. Bo gdzie tu świętować, gdy
najlepszą kompozycją jest wcale nie autorski numer, tylko cover Minxus? A
tytułowy kawałek z B3 brzmi tak, jak
gdyby został zbudowany na szkicu „Special Needs”, tylko zespół postanowił
spieprzyć kawałek. O reszcie nic dobrego powiedzieć nie można. Ale od początku.
„B3”, jak napisałem wcześniej, jest niesamowicie oparty na
„Special Needs”. I wszystko byłoby okej, gdyby nie ten orbitujący motyw, nie to
przekonanie, że „to przecież już było kilka lat temu”, gdyby nie ten
patetyczny, wyciągnięty niczym jenot na katafalku wokal w refrenie. Otwierający
epkę kawałek momentami daje radę, ale to za mało, by Placki rozkochały
słuchacza. „I Know You Want To Stop” nie jest złe. Więcej, to bardzo dobry
utwór. I nieważne, czy w oryginalnej wersji, czy właśnie tak jak tutaj, w
coverze. Jednak jest jedno ale – to cover, kompozycja Minxus, odświeżenie
czegoś, co powstało siedemnaście lat temu., zespołu, który wydał zaledwie jeden
album (propsy za przypomnienie bandu). W przeciwieństwie do pierwowzoru jest
mniej kanciaście, ale nadal chwytliwie. Słowa uznania, chyba pierwsze z mojej
strony, w kierunku Forresta, którego, z całym szacunkiem do jego dziar, stylu
nie kupuję, jednak w tym kawałku idealnie oddaje tempo i dynamikę oryginału.
Ale to jednak cover, innowacyjność Placebo gdzieś zapodziali. Znośnie wypada
też drugi z „I Know” w tytule utwór. Ciężką i przygnębiającą linię melodyjną
psuje jednak…refren. I właśnie w tym elemencie Molko i spółka ostatnio zawodzą.
Cała epka siada przez refreny. Tak jest w „B3”, tak jest też w niesamowicie
cienkich „The Extra” i „Time is Money”. Te dwa kawałki same w sobie są złe, a
chorusy tylko ten stan pogłębiają. No i jeszcze jeden mankament – wokal. Gdzieś
usłyszałem opinię, że Brian nigdy nie miał tak potężnego śpiewu, jak obecnie.
Ja to widzę odwrotnie, Molko strasznie zawodzi. Te wysokie partie wokalne
irytują, drażnią uszy.
Doprawdy, zupełnie nie wiem, czemu miało służyć i nagranie,
i wydanie tej epki. Pięć kawałków, które nie pozwalają pozytywnie zapatrywać
się na siódmy album. Obserwowanie jak twój ulubiony zespół dziadzieje jest
przykre.
4
Piotr Strzemieczny
Ależ się z panem readaktorem zgadzam! Żal wielki i jakiś taki wstyd :(
OdpowiedzUsuńZ bólem serca zgadzam się z tą recenzją... To przykre, kiedy zespół, który pokochałam za debiut i SWG popadł w tak głęboki kryzys twórczy, że nie stać ich na nic innego oprócz B3...
OdpowiedzUsuńwg mnie jest po prostu zajebiście.
OdpowiedzUsuńzgadzam się kompletnie, szkoda zespołu, ale jednocześnie cieszy mnie, że są jeszcze fani Placebo, którzy nie modlą się do każdego badziewia, które wypuści Molko.....
OdpowiedzUsuńCzekałam z niecierpliwością na nowe kawałki i odczuwam straszny zawód :( Chociaż jestem wierną fanką zespołu, to jednak nie podoba mi się ani jeden fragment, co więcej nie mam nawet nadziei na to, że pełna płyta pozytywnie zaskoczy. Przykro mówić, ale skoro po 3 latach przerwy panów stać tylko na tyle, to chyba czas dać sobie spokój. Lub poszukać inspiracji w innych źródłach. Teenage angst w wieku 40 lat już nie działa...
OdpowiedzUsuń