Prawdziwa
gratka dla fanów islandzkich eksperymentatorów!
Kiedy w Polsce szczyty list przebojów zdobywał z hitem "Stokrotka" T. Love, a gdzieś w płockich piwnicach powstawało legendarne Jeden Osiem L, paręset kilometrów dalej na północ rodził się zupełnie inny muzyczny fenomen - zespół múm. Od tego czasu, po kilku przemeblowaniach w składzie, do dziś band przebył dośc długą i krętą drogę. A w zeszłym roku zupełnie zahipnotyzował publikę na warszawskim Free Form Festival. Teraz przypomina o sobie największym fanom, gdyż płyta, z którą mamy do czynienia, to kompilacja wcześniej niepublikowanych (lub wydawanych w edycjach limitowanych) utworów Islandczyków.
Płyta jest owocem kilku spotkań Gunnara Örn Tynes'a i Örvara Þóreyjarson Smárason'a (który jest też członkiem FM Belfast i paru innych składów).
Panowie doszli do wniosku, że utwory, które do tej pory zalegały na strychach w
ich islandzkich posiadłościach, powinny ujrzeć światło dzienne. Po drobnym
masteringu i studyjnej obróbce otrzymaliśmy gotowy produkt - mikstejp Early
Birds.
Album zdecydowanie zdominowały utwory instrumentalne. Przez to
nastrój, który wytwarza to raczej sentymentalne wspomnienia, niż euforyczny
powrót do przeszłości. Nie mniej jednak to kawałek dobrej muzyki i lekcja
historii zespołu zarazem. Bo, jak podkreślają członkowie, wybór utworów nie był
przypadkowy. Na płycie znalazły się kawałki z pierwszych lat twórczości múm (1998-2000). Na ich tle zdecydowanie wyróżnia się "Hvernig Á Að Særa Vini Sína" - będący częścią ścieżki dźwiękowej do filmu The Exploding
Girl. Opatrzony później rewelacyjnym klipem utwór urzeka, zachwyca i nie
pozwala przejść obok siebie obojętnie. Na wyróżnienie zasługuje również "Náttúrúbúrú", w którym klubowe
podbicie (czy tylko ja zauważyłem podobieństwo do hitowego "Gdzie jest
Zbyszek" ?) miesza się z dźwiękami sekcji dętej i wokalem. Sielska,
islandzka atmosfera utrzymuje się przez wszystkie utwory. Na zakończenie zespół
przygotował mistrzowską puentę - akordeon wtopiony w odgłosy ulicy -
majstersztyk!
Jeżeli jesteś fanem múm - album rozłoży cię na łopatki. Jeżeli
ich nie znasz - może być nieco gorzej. Bo płycie zdecydowanie brakuje
efektowności i błysku, który mnie oczarował na ich ostatnim koncercie w Polsce
i sprawił, że przez kilkadziesiąt minut nie mogłem oderwać wzroku od
sceny.
7/10
Miłosz Karbowski
Miłosz Karbowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.