piątek, 7 września 2012

múm - Early Birds (2012, Morr Music/ EMI Music Poland)


Prawdziwa gratka dla fanów islandzkich eksperymentatorów!











Kiedy w Polsce szczyty list przebojów zdobywał z hitem "Stokrotka" T. Love, a gdzieś w płockich piwnicach powstawało legendarne Jeden Osiem L, paręset kilometrów dalej na północ rodził się zupełnie inny muzyczny fenomen - zespół
múm. Od tego czasu, po kilku przemeblowaniach w składzie, do dziś band przebył dośc długą i krętą drogę. A w zeszłym roku zupełnie zahipnotyzował publikę na warszawskim Free Form Festival. Teraz przypomina o sobie największym fanom, gdyż płyta, z którą mamy do czynienia, to kompilacja wcześniej niepublikowanych (lub wydawanych w edycjach limitowanych) utworów Islandczyków.

Płyta jest owocem kilku spotkań Gunnara Örn Tynes'a i  Örvara Þóreyjarson Smárason'a (który jest też członkiem FM Belfast i paru innych składów). Panowie doszli do wniosku, że utwory, które do tej pory zalegały na strychach w ich islandzkich posiadłościach, powinny ujrzeć światło dzienne. Po drobnym masteringu i studyjnej obróbce otrzymaliśmy gotowy produkt - mikstejp Early Birds.
Album zdecydowanie zdominowały utwory instrumentalne. Przez to nastrój, który wytwarza to raczej sentymentalne wspomnienia, niż euforyczny powrót do przeszłości. Nie mniej jednak to kawałek dobrej muzyki i lekcja historii zespołu zarazem. Bo, jak podkreślają członkowie, wybór utworów nie był przypadkowy. Na płycie znalazły się kawałki z pierwszych lat twórczości múm (1998-2000). Na ich tle zdecydowanie wyróżnia się "Hvernig Á Að Særa Vini Sína" - będący częścią ścieżki dźwiękowej do filmu The Exploding Girl. Opatrzony później rewelacyjnym klipem utwór urzeka, zachwyca i nie pozwala przejść obok siebie obojętnie. Na wyróżnienie zasługuje również  "Náttúrúbúrú", w którym klubowe podbicie (czy tylko ja zauważyłem podobieństwo do hitowego "Gdzie jest Zbyszek" ?) miesza się z dźwiękami sekcji dętej i wokalem. Sielska, islandzka atmosfera utrzymuje się przez wszystkie utwory. Na zakończenie zespół przygotował mistrzowską puentę - akordeon wtopiony w odgłosy ulicy - majstersztyk!
Jeżeli jesteś fanem múm - album rozłoży cię na łopatki. Jeżeli ich nie znasz - może być nieco gorzej. Bo płycie zdecydowanie brakuje efektowności i błysku, który mnie oczarował na ich ostatnim koncercie w Polsce i sprawił, że przez kilkadziesiąt minut nie mogłem oderwać wzroku od sceny.  
7/10

Miłosz Karbowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.