poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Recenzja: Twin Shadow - "Confess" (2012, 4AD)


Może już nie tak olśniewająco jak na debiucie, ale Twin Shadow posiada to coś, dzięki czemu jego kawałki niesamowicie chwytają, wciągają i nie wypuszczają przez dłuższy czas.












Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że refren takiego „Five Seconds”, które nota bene było rewelacyjnym zapowiadaczem Confess, z łatwością wpada w pamięć i zagłębia się w głowie na dobre? Jak uzasadnić, że „Golden Light” powala na kolana i łeb, a swoją świetnością nie pozwala się podnieść z podłogi? Otwierający drugą płytę George’a Lewisa utwór już od samego początku wręcz zmusza do nadmiernego skupienia, wysilenia zmysłów, aby w pełni doznać przy delikatnych klawiszach i czekać na kulminację twórczości artystycznej Twin Shadow, następującej oczywiście na wysokości refrenu. To jednak nic w porównaniu z „Five Seconds”, utworem rewelacyjnym w każdym calu – na płaszczyźnie i tekstowej, i muzycznej. Klasyka eightisowych syntezatorów, śpiewany i wykrzykiwany tekst „I can’t get to your heart” oraz dynamiczny refren sprawiły, że po wysłuchaniu singla z wypiekami na twarzy czekało się na album. Lewis nie zawiódł, a świadczy o tym także „Beg For the Night”, który co prawda znajduje się po tej bardziej smętnej części Confess, ale za sprawą rozciągniętego brzmienia syntezatorów, które buduje utwór, nadając mu ten marzycielski charakter. „You Can Call Me On” może kojarzyć się trochę z debiutem Sleigh Bells, głównie ze względu na surową perkusję czy rwącą gitarę.

Energiczna część albumu jest dużo lepsza niż ta bardziej przytłumiona, melancholijna. „Patient” „When The Movie’s Over” czy „I Don’t Care” do najlepszych produkcji Twin Shadow na pewno nie należą, a momentami nużą/dołują swoim wyciszeniem i po prostu brakiem pomysłu albo, jak by to powiedzieli piłkarze jakiegokolwiek klubu z Ekstraklasy: „zabrakło nam charakteru w drugiej połowie”. Twórcy rewelacyjnego Forget troszkę zabrakło, ale to nic nieznaczące wypadki przy pracy.

George Lewis drugą płytą otworzył nowy rozdział w swoim życiu. Nadal jest reminiscencyjnie, nadal sięga do eightiesowego popu, jednak biorąc pod uwagę sam przekaz emocjonalny, zmiany widać gołym okiem. Bo Twin Shadow otworzył się ze swoimi myślami i sercem na muzykę i słuchaczy. Może to efekt wypadku drogowego, może przeprowadzki, może zgolenia wąsa. A może wszystkiego po trochu, ale to właśnie podczas jazdy na (nowym) rowerze przyszły mu do głowy pomysły na album. Są słabsze momenty, jednak w ostatecznym rozrachunku Confess prawie równa się poziomem z rewelacyjnym debiutem. Jest bardzo ładnie i tak błogo.

7.5/10

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.