środa, 18 lipca 2012

Recenzja: Jaill - "Traps" (2012, Sub Pop)

Trzy lata – trzy albumy, czyli Jaill przeprowadzają kolejny atak skierowany w stronę alter-słuchaczy. Czy w końcu uda im się podbić ich serca i zagościć w iPodach?












Próbują, próbują i jakoś nie może im się to jeszcze udać. Zawsze te oceny płytowe nie do końca były takie, jakie powinny, a i w samych nagraniach można było wynaleźć mankamenty. Traps stara się tę sytuację odmienić, jednak Jaill kolejny raz popełniają ten sam jeden błąd. Ale o tym później.

Trio z Milwaukee posiadają tę ważną dla indie rockowych zespołów zaletę, że potrafią nagrywać wpadające w ucho utwory. Na jedenaście pozycji zamieszczonych na Traps, blisko sześć mogłoby robić za single. Kompozycyjnie Jaill nie powinni czuć się gorsi od innych, rzeczywistość jednak swoje i Sub Pop kolejny raz wypuszcza Vincenta Kirchera i jego kumpli w świat. A oni bronią się jak tylko mogą – dobrym materiałem. Już otwierające album „Waste A Lot Of Things” przynosi brzmienie muzycznego klasycyzmu charakterystycznego dla wszystkich sixties-popowych bandów z zachodniego wybrzeża, tak zgrabnie łącząc odpowiednio rozgraniczone instrumenty i ten skrzecząco-nosowy wokal Kirchera, który - gdy raz się go usłyszy - zostaje w pamięci na długo. Długo pamięta się też kilka utworów. Z pamięci nie chcą wylecieć takie szlagiery jak „Everyone’s a Bitch” (odpowiedź na „Everyone’s Hip” z wcześniejszej płyty?), chwytliwy „I’m Home” (skojarzenia ze starą odsłoną The Shins nie są bezzasadne), czy przypominające twórczość The New Pornographers „Perfect Ten”.
Muzycznie Traps nie odbiega praktycznie niczym w stosunku do innych lo-fi/garage/indie-rockowych zespołów. Są płynne riffy, leniwa perkusja, wyluzowany wokal Kirchera i świecące gdzieś w oddali nad Pacyfikiem słońce, tak przecież współgrające z lołfajowymi produkcjami.
Tym jednym, wspomnianym wcześniej błędem jest przewidywalność utworów. Jaill, czy to na Traps, czy na wcześniejszym That’s How We Burn, brzmią w podobny sposób. Utwory są do siebie zbliżone, przez co można wpaść w swoistą monotonię i przy dłuższym słuchaniu te kawałki mogą się po prostu znudzić. Dlatego trzeci album Jaill trzeba odpowiednio dozować, bo szybko może się przejeść. Na leniwe dni pozycja idealna.

6.5/10

Piotr Strzemieczny



                                                                                                                         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.