Hot Chip chłonę praktycznie
w każdej postaci od 2004 roku. Cieszyłem się jak dziecko na ich wszystkie
albumy, które – nie ma się co oszukiwać – nie zawsze prezentowały równie wysoki
poziom. No cóż, In Our Heads wyrasta na – rzucę banałem - jedną z najlepszych
płyt Anglików.
Zacznijmy od tego, że natężenie hitów na piątym
albumie Hot Chip jest większe niż liczba trójkątów w logotypie VIVY. Jasne, The
Warning i wcześniejsze Coming on Strong były płytami dosyć ważnymi, z czego ta
pierwsza wymieniona do niedawna mogła być uznawana za „naj” z całej
dyskografii. In Our Heads przynosi jednak świeżość w działalności bandu z
Londynu. Dużo świeżości. I kawał zajebiście dobrej muzyki.
Jedna główna myśl, która nasuwa się przy
słchaniu piątego krażka Hot Chip jest taka, że Alexis Taylor i Joe Goddard
dorośli i po latach poszukiwań (naprawdę wielu latach. Hot Chip stuknęła w tym
roku dwunastka!) przygotowali materiał różnorodny, nadający się do większości
miejsc. Bo, umówmy się, „Night and Day” śmiało poleci w klubie, przy „Flutes” z
chęcią wypijesz ulubioną kawę, a „Look At Where We Are” puścisz najlepszemu
kumplowi, zarówno gdy zerwie z nim dziewczyna, jak i na poprawę humoru po
pogrzebie chomika, dajmy na to o imieniu Zygmunt. Formalnością będzie
wspomnienie o „Now There is Nothing”, które równie dobrze może służyć jako tło
przy próbie przedawkowania Xenny na Zaparcia, czy – bardziej optymistyczna
wersja – background do cierpień egzystencjalnych o poranku w deszczowy lipcowy
dzień.
Brytyjski kwintet nie wprowadził żadnych
innowacyjnych zmian w swojej muzyce. Cały czas operujemy na tych samych
dźwiękach – skocznych riffach, żywej perkusji i tanecznych klawiszach. Słychać
gospel, zmiłowanie do Funku, wstawki soulowe i ogromną dawkę dobrego disco.
„Ends Of the Earth” przynosi naprawdę brudne, szorstkie i wciągające
syntezatory, a „Let Me Be Him” prezentuje totalne przeciwieństwo – ciepły bas i
urokliwe brzmienie pianina. Otwierający płytę „Motion Sickness” rozwija się
powolnie i, rzec można, po królewsku, prezentując długie instrumentalne intro,
które idealnie zapowiada całość In Our Heads, a przy okazji rozbudzając apetyt
na więcej. „How Do You Do?” nie różni się niczym od wcześniejszych highlightów
Hot Chip. Jest ten funkowy groove, bez którego nie można sobie wyobrazić
Anglików, jest też wspólny śpiew członków zespołu i porywająca do tańca
melodia. „Night and Day” może kojarzyć się z tytułowy utworem z One Life Stand
– aura tajemniczości i przygniatającej linii melodyczna oraz eightiesowe
syntezatory budują ten kawałek. A jeśli doda się do tego charakterystyczne
poczucie humoru Taylora wszczepione do liryki, nie może dziwić wybór „Night and
Day” na singiel
Hot Chip przyzwyczaili słuchaczy do
romantycznego popu dostarczanego w doskonałej elektronicznej oprawie. In Our
Hands pod tym względem niczym się nie różni od poprzedników. Z jedną tylko
różnicą. Tu jest to zrobione dużo lepiej. Kolejny faworyt do czołowej
dziesiątki najlepszych płyt trwającego roku i, znów nie będę oryginalny,
bodajże najciekawsza pozycja z dyskografii Anglików.
8.5/10
Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.