czwartek, 31 maja 2012

Recenzja: Santigold - "Master Of My Make-Believe" (2012, Atlantic)

Santigold, po czterech latach przerwy, wydała swój drugi długogrający album.










W 2008 roku Santigold, wtedy jeszcze jako Santogold, wydała swoją pierwszą płytę zatytułowaną... Santogold. Debiut był zborem kilku świetnych, bezpretensjonalnych utworów, dzięki którym zaczęło się mówić o tej artystce, nie jako drugiej M.I.A, a po prostu jako o Santogold. Dziewczynie, która swoim urokiem i ciężką pracą zaskarbiła sobie uznanie takich tuzów współczesnej muzyki jak Jay-Z, Coldplay, Kanye West, The Streets czy Beastie Boys. Album Santogold na stałe umieścił ją w czołówce wokalistek cieszących się sympatią mainstreamowych mediów, jak i wybrednych, lubujących się w alternatywie hipsterów krytyków. Osobiście bardzo polubiłem Santogold, zarówno za jej głos, jak i za muzykę, którą artystka zawdzięcza między innymi takim znakomitym producentom jak Diplo i Switch. 

Cztery lata temu jej piosenki były niezwykle świeżym zjawiskiem, podążającym za nowymi trendami w tanecznej muzyce alternatywnej. Płyta Master of My Make-Believe wydaje się być kontynuacją Santogold. Album jest zbiorem dwunastu utworów będących wypadkową wszystkiego co najlepsze we współczesnej muzyce rozrywkowej. Znajdziemy na nim żywe i taneczne bity, charakterystyczne dla produkcji duetu znanego również jako Major Lazer (oczywiście są one bardziej wygładzone i delikatniejsze) oraz piosenki bardziej melodyjne i łagodne dla ucha. Te zawdzięczamy zdolnościom producenckim Dave'a Sitka z TV On The Radio. Ciekawostką jest fakt, iż do stworzenia niektórych utworów przyczynili się również Q-Tip, Buraka Som Sistema oraz Boys Noize.

Niestety cztery lata pracy oraz nazwiska obecne na liście producentów nie zapewniły nam tego na co czekaliśmy od czasu jej debiutu... Master of My Make-Believe jest albumem bardzo przewidywalnym i zachowawczym. Niby jest zróżnicowany, ale w tej różnorodności nie słychać zdecydowania. Wydaje się, że każdy z tych kawałków został stworzony po to, aby się nadawał zarówno na fale popularnych radiostacji, jak i na parkiety alternatywnych potańcówek... Na początku miło mi się ich słuchało, jednak po pewnym czasie rozłąki z tym albumem po prostu o nich zapomniałem. Najlepiej wspominam kawałki: "Go!" (z gościnnym udziałem Karen O), "Look At These Hoes", "Big Mouth" oraz "Freak Like Me". Wszystkie charakteryzują się szybkim, skocznym rytmem. Co niestety nie robi z nich świetnych produkcji. Po prostu można przy nich się żwawiej poruszać. Oprócz nich, na Master of My Make-Believe odnajdziemy utwory, które charakteryzują się nieco innym klimatem. Usłyszymy zarówno melodyjne "indie" ballady, jak i bujające, reggae'owe rytmy. Dla mnie, to trochę za dużo "dobrego". Niestety, płyta aby się sprzedać ma się podobać wszystkim, czego ja niespecjalnie lubię. Nie twierdzę, że te utwory są złe. Wprost przeciwnie. Są one dobre, jednak nie zapadają słuchaczowi w pamięci. Chwilę po ich przesłuchaniu, zapomina się o ich istnieniu. A szkoda, bo widać ogrom pracy włożony w jej nagranie. Santigold jest i będzie artystką, którą wszyscy lubią... ale nikt specjalnie jej nie słucha i nie powie, że jest jej lub jego ulubioną wokalistką. 

6.5/10



Wojtek Irzyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.