Lotus Plaza odszedł od przyjętych na debiucie konwencji i
swoim utworom dodał…melodyjności.
Tak jak w ubiegłym roku zachwycano się Parallaxem Bradforda Coxa, tak 2012 może okazać się rokiem
kolejnego członka Deerhunter. Lockett Pundt, trzy lata po wydaniu The Floodlight Collective, ponownie
przygotował bardzo dobry album. Przede wszystkim o piosenkowej formule.
I to jest właśnie główna różnica między solowym debiutem
Lotus Plaza, a Spooky Action at a
Distance. Pierwszą płytę charakteryzował pewien eksperyment twórczy,
niekiedy ciężko przyswajalny, oparty na długich, wyciągniętych ambientowych melodiach.
„Untitled” jeszcze nawiązuje klimatem do eterycznego The Floodlight Collective, jednak
pozostałych dziewięć utworów to dream pop ubrany w estetykę lo-fi i przybrudzony
lekko shoegaze’em. Skojarzenia
z The Jesus and Mary Chain oraz Brian Jonestown Massacre? Tak, ale tylko
w niewielkim stopniu. Bo kompozycjom zebranym na Spooky Action at a Distance brak tego aż tak charakterystycznego
rozmycia i rozproszenia, jest natomiast własny, lotusplazowy styl zahaczający
gdzieś o sixtiesowy pop i gitarowe, purystyczne indie i post-punk jeszcze przed
całym revivalem.
Dlatego gdzieś w nagraniach Pundta słychać klasycyzm i
prostotę Pavement czy bardziej drugiej formacji Stephena Malkmusa („Strangers”
i „Eveningness”. ), a gdzieś wyczuć
można szumy i melodyjność Television („White Galactic One”). Zamykające płytę „Black
Buzz” to miłe skojarzenia z Mazzy Star.
Spooky Action at a
Distance nie jest płytą przełomową, ale, tak samo jak Parallax, stanowi odskocznię brzmieniową od twórczości Deerhunter.
Bo kiedy grupa Coxa i Locketta stara się uderzać w stronę nowoczesności, tak solowe
projekty próbują w znacznym stopniu ukazać prawdziwe inspiracje i korzenie obu
muzyków. Bradfordowi udało się to w ubiegłym roku, Lotus Plaza ma szansę, może
nie dorównać kumplowi, ale także zajść wysoko w podsumowaniach rocznych.
7.5/10
Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.