Na pewno nikt nie nazwie ich gwiazdami. Nie są na świeczniku
największych portali i magazynów muzycznych, nie trąbi o nich MTV 2 Rocks czy
polski Rebel. A ich najbardziej znanym kawałkiem jest cover. The Lemonheads
wystąpią dziś w warszawskiej Hydrozagadce.
W stołecznym klubie zaprezentują swój bez wątpienia
najlepszy album – It’s a Shame About Ray.
Nawet jeśli komuś nazwa Lemonheads nic nie mówi, to z całą pewnością pamięć
kojarzy niektóre utwory. Bo tytułowy „It’s a Shame About Ray” powinna znać
większość wychowanej w latach osiemdziesiątych (i może dziewięćdziesiątych)
młodzieży, a drugie na płycie „Confetti” (z chwytliwą solówką na wysokości
1:45) to klasyczny przykład amerykańskiego rock-popu z ostatniej dekady XX
wieku.
The Lemonheads odzwierciedlają właśnie tę prostotę
brzmieniową. Bez zbędnego wydziwiania, bez wygórowanych tricków. Zwykłe riffy
oporządzane na elektrycznej i akustycznej gitarze, nieskomplikowana perkusja i
śpiew. Tyle. Po prostu.
Koncert w Hydrozagadce będzie takim swoistym rodzajem
reminiscencji – powrotem do tych czasów, w których nastolatki nosiły długie
wyciągnięte swetry i flanelowe koszule w kratę (i na dodatek wcale nie
zakupione w Bershce czy Pull and Bear), a w telewizji królowało, zamiast
wszystkich tych Plotkar i The OC, „Dawson’s Creek” (z durnym tłumaczeniem „Jezioro Marzeń”).
Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.