Recenzja: Rubber Dots - Rubber Dots.
Brzmią trochę jakby Sneaky Sound System zostało przefiltrowane przez polską rzeczywistość pozbawioną australijskiego słońca, kangurów i tych wszystkich koali. Może jeszcze kapkę nierówno, ale Rubber Dots mają szansę wybić się w rodzimym elektronicznym światku.
Nawet jeśli Ania Iwanek i Stefan Głowacki nie znają SSS, w
otwierającym Rubber Dots „Howl” te
inspiracje Australijczykami są ewidentne, zwłaszcza na wysokości ich drugiej
płyty, 2. Ale to nie tylko melodie
łączą obie formacje. To również bardzo ciepły i przyjemny wokal Ani, który może
kojarzyć się z barwą głosu Connie Mitchell. Porównań tyle, warto „liznąć”
trochę debiutu.
Nie jest to może materiał wybitny, który przez całe 45 minut
trzyma ten sam, wysoki poziom, ale Rubber Dots przygotowali płytę przyjemną i
stosunkowo radosną. To, co zapowiadał singlowy „Counting the Beats” znajduje
odzwierciedlenie praktycznie na całym debiutanckim albumie. Praktycznie, bo Rubber Dots to nie tylko takie
highlighty jak wymienione „Howl”, singiel, „Waiting Up For You” czy chociażby „Go
out”. Te stanowią oczywiście o sile płyty, nadając jej kolorytu i swoistej radości
brzmieniowej. To są prawdziwi reprezentanci polskiej odmiany electropop/nu
dance. Ale album ma też chwile zawahania. Niektóre nagrania po prostu nudzą. Nie
wnoszą nic ciekawego do życia. Najzwyczajniej w świecie. Po prostu. To
największy mankament dalekiego od perfekcji „Perfection”, momentami lounge’owego
„Instant Juliet” czy zupełnie niepasującego do koncepcji albumu „Rabbit Hole”,
przez co pozytywne z początku wrażenie może się powoli zacierać. Ale to wina
tych wolniejszych, spokojniejszych kompozycji. Nie wiem czy duet
Iwanek-Głowacki lepiej się czuje nagrywając właśnie te żywsze kawałki. Wiem natomiast,
że te chwytliwe nagrania są dobre. Bardzo. To fajnie.
6.5/10
Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.