Pomruki to całkiem przyjemnie brzmiąca nazwa. Kojarzyć się może i z mruczeniem, i z muzyką ponurą. Mruczenie jest na ogół spoko, ponura muzyka też ma swoje dobre strony. Również tytuł płyty zachęcał. No bo Monoholia to prawie jak melancholia. Same pozytywy, nieprawdaż?
Gdyby jednak to był jedyny wyznacznik fajności muzyki,
byłoby źle. Bo c z a s e m warto pochylić się też nad materiałem zawartym na
krążku. W przypadku Pomruków rzeczywistość weryfikuje wszystko niezachęcająco.
Chociaż nie, nie wszystko.
Zespół określa swoją twórczość mianem alternatywy. OK., to
pojęcie względne, a w czasach, gdy Monika Brodka uważana jest za artystkę
alternatywną, wszystko jest możliwe. Niemniej nie wiem, czy pochodzący z
Siedlec sekstet słuchał po nagraniu Monoholii,
ale lepiej by było, gdyby okazało się, że nie. Że nie słuchali. Że zapomnieli
lub coś w tym stylu. Bo gdyby jednak zdecydowali się na ostateczny odsłuch, ten
album nie mógłby brzmieć jak brzmi.
Jest przede wszystkim nieciekawie. Nieciekawie i nudno. No i
jednak mainstreamowo, bo z alternatywą muzyka Pomruków ma niewiele wspólnego. Wszystkie
te podkłady idealnie nadawałyby się albo do serialu „Na Wspólnej”, albo jako wypełniacz
czasu w windzie, ostatecznie tło do poczekalni w sklepie obuwniczym. Lounge’owe
brzmienia przeplatają się z komercyjnym popem spod znaku twórczości Łukasza
Zagrobelnego, a nad całością Monoholii widnieje
transparent „something like Myslovitz wannabe”.
Pomruki chyba jeszcze dokładnie nie określiły się, której
grupie dokładnie chciałyby rozgrywać mecze. Czy ma to być lounge z mocno
rozbudowanym wokalnym męczeniem indora („Zero ironii”), post-rock w słabym
wydaniu („m long”) czy po prostu pop spod znaku No! No! No! i innych niby
alter/niezalowych kapel, które, opierając swoją muzykę na gitarach twierdzą, że
nie są mainstreamowe („Iluzja”, „Kosmos”, tytułowy utwór).
Muzyka to jedno, wyciszony, przytępawo- niemrawy wokal to drugie. Śpiew Pawła Skolimowskiego,
chociaż niby spokojny, naprawdę męczy i to nie w pozytywnym znaczeniu tego
słowa. Po tym dwudziestopięciominutowym znęcaniu się nad własnymi uszami
słuchacza może dopaść melancholia. Że stracił dwadzieścia pięć minut życia,
które mógł wykorzystać w sposób bardziej wartościowy. Na przykład pisząc cv do Polimexu-Mostostal. Pomrukom też to mogłoby się przydać. Bo skoro w muzyce nie wychodzi…
3/10
Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.