Trzeci album The Men,
Open Your Heart, jest najbardziej
przystępnym materiałem jaki do tej pory wydał garażowy skład z Nowego Jorku.
Kiedy chcę znajomym zaprezentować na czym polega fenomen
„tych wszystkich niezliczonych noise rockowych kapelek” których słucham –
najczęściej pokazuję im The Men. Dlaczego? To proste, odpalcie jakąkolwiek ich
płytę. Pierwszą rzeczą jaką usłyszycie, jest z trudem kontrolowany wybuch niebezpiecznej
dźwiękowej energii, który ciągle stara się wymknąć poza sztywne granice czasu i
głośności, a który ZAWSZE był sztandarową cechą grania tego zespołu. Oni ZAWSZE
chcą być słuchani głośniej niż pozwala na to rozsądek albo ilość kresek w
odtwarzaczu. Dlatego ZAWSZE zdawało mi się, że ta mało znana kapela z NYC
poskromiła ciężko uchwytny pierwiastek, dzięki któremu funkcjonuje zbuntowana
muzyka w ogóle. Zbuntowana muzyka rozumiana jako taki zestaw dźwięków, który
sprawia, że chcesz podpalić świat.
Niestety, na „Open Your Heart” tego szalonego,
destrukcyjnego pierwiastka jest mniej. Nadal stanowi on bardzo ważną część
muzyki The Men, jednak tym razem to melodyjność wysunięta została na pierwszy
plan. Agresja, krzyki i nawiązania do black metalowej zawieruchy, klimat brudu
i chaosu zostały porzucone na rzecz dużo lżejszych, jaśniejszych tematów. Chyba
ktoś z nich musiał się zakochać, być może zamieszkał w domku na przedmieściach,
codziennie widzi pełną lodówkę i zaczął chodzić do regularnej pracy. Przy
wcześniejszych albumach odnosiłem wrażenie, że faceci z The Men mieszkają na skłocie, jedzą co dwa dni i co wieczór przed snem słuchają
dyskografii Darkthone z walkmana do poduszki. Kiedyś bałbym się ich spotkać, a
dziś wiem, że to chyba całkiem normalni kolesie, z którymi po prostu umówiłbym
się na piwo.
Łatwo można odgadnąć jakie płyty mają chłopaki z The Men na swoich półkach. „Oscillation” zdradza zamiłowanie do Neu! Tęskne „Please Don’t go Away” to przecież hołd dla My Bloody Valentine, zaś tytułowy numer to dowód uwielbienia dla Dinosaur Jr. W zasadzie cała płyta naznaczona jest odniesieniami do klasyki rocka alternatywnego lat 90. Słucha się tego bardzo dobrze, jednak nie ma w tej płycie nic nadprzyrodzonego. The Men po prostu nagrali kilka kawałków w stylu zespołów, które kojarzą im się z młodością. Płyta bardzo solidna, jednak ten skład stać na dużo więcej.
7/10
Jakub Lemiszewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.