wtorek, 21 lutego 2012

Relacja z krakowskiego koncertu Kamp!.

Kamp! w Krakowie, czyli ładni chłopcy grają jeszcze ładniejsze piosenki.




Kamp! to skład, który nie potrzebuje szerokiego wstępu. Manewr przeniesienia zachodnich trendów na polskie podwórko, wciąż przy lagu podobnym do pierwszych internetowych przygód związanych łączeniem się przez telefon stacjonarny, rozpoczął się oficjalnie w 2009 roku wydaniem EP-ki Thales one.
Abstrahując od samego materiału, umiejętnie cytującego klasyków electro-popu z wyczuwalnym luzem i samą przyjemnością grania, chłopcy wydali płytę asumptem własnego internetowego labelu "Brennnessel", co równiez manifestuje nie do końca krajową filozofię robienia oraz promowania muzyki.

Rok 2009 to także premiera singla Breaking a ghost's heart. Kontynuując patent krótkich dystansów, w 2010 roku pojawiły się świetne Heats, zaś w 2011 r - EP Cairo.
Multiplikując liczne atrybuty Michała, Radka i Tomka, oprócz miłego oku entourage'u oraz braku polskiego akcentu i świetnej skłonności do zabawy definicjami, wspomnieć można remix "Never Know Love"  Thieves Like Us, który ukazał się na reedycji albumu Again and Agian w listopadzie 2010 roku. W 2011 roku zaś  „Cairo” w reworku JBAG znalazło się na składance Kitsune Club Night Mix #2. Plus 20 do szacunku, jak nic.
           
Na FYH jest już wizualizacja tego, co działo się 11 lutego w Krakowie, w klubie Centrala (link:http://www.fyh.com.pl/2012/02/videorelacja-z-krakowskiego-koncertu.html).
Wiernie trwając przy zasadności twierdzenia, że jeden obraz mówi więcej niż tysiąc słów, niełatwo do tych ponad 2 minut dodać jakiś, zmieniający cały obraz, leksykalny smaczek.
Na pewno relacja publiczności z Kamp! jest dosyć jednoznaczna - w podziemiach Centrali (mieszczących kiedyś knajpę o wdzięcznej nazwie "Nowy Kuzyn") brak było przypadkowych osób. Jeżeli jednak takowe się pojawiły, to miały zapewne mniej niż 21 lat, a także, zgodnie z estetyką zarezerwowaną dla tego wyjątkowego okresu, zgrabnie poruszały kończynami w takt "Cairo", "Heats", "Breaking a ghost heart" czy "Cosmological".

Wokal Tomka, niezły w warunkach studyjnych, na scenie wygrał techniczną czystością i ładunkiem emocjonalnym. Aż chce się perwersyjnie pomarzyć o usłyszeniu go w zupełnie odmiennym repertuarze, co skutecznie nakręca chociażby wykonanie live "Distance of the modern hearts".

Pełen entuzjazm i permanentny aplauz publiczności sprawiły, że Kamp! bezbłędnie wyczuło gotowość przeniesienia całej sytuacji na next level. Pod koniec gigu numery zaczęły transformować się w instumentalne, fizycznie wymagające kompozycje, naznaczone poziomem zwyrodnienia typowym dla londyńskich czy berlińskich klubów. Każdy zwrot akcji powodował reakcję, byliśmy mokrzy i gotowi na
więcej.

Więcej, czyli pełnowymiarowe wydawnictwo zespołu przyjść powinno i przyjść jakoś nie chce.
Przeciągnięta mocno chronologia wydania debiutanckiego LP oraz towarzyszące jej nastroje nerwowego oczekiwania mogą skończyć się różnie. Biorąc jednak pod uwagę optymistyczny scenariusz tej historii z pierwszym w podtytule, zostaniemy rozbrojeni, nasze źrenice przybiorą kształt monet o nominale dwóch euro (akcent międzynarodowy!) i od tej pory, nic nie będzie takie samo.

Z Krakowa Dominika Chmiel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.