wtorek, 13 września 2011

Teen Daze – A Silent Planet (2011, Lefse/Waaga)


Tej płyty najlepiej słuchać w łóżku. Pościelowy pop sprawia, że odbiorca staje się bezpieczny.







Chillwave nadal w cenie. Teen Daze stale w dobrej formie. A Silent Planet urzeka, urzeka i jeszcze raz urzeka. A, no i do tego skrada serca słuchaczy, bo najnowsza EP-ka Kanadyjczyka, chociaż zaledwie dwudziestopięciominutowa, jest naprawdę mocna.

No, może nie w znaczeniu siły, jaka z A Silent Planet się wydobywa, ale chodzi o jakość nagrań. Rozmarzony, wypełniony puchem z poduszek i sypialnianym ciepłem dream pop Teen Daze świadczy o klasie artysty. I chociaż sam chillwave jest gatunkiem ostatnio mocno eksploatowanym, to te sześć nagrań nie mają prawa się znudzić.

Przestrzenne, wręcz ambientowe dźwięki kojarzące się raczej z czymś nieprzyziemnym oraz rozmarzone wokale to główne motywy najnowszej EP-ki Teen Daze. Eteryczny klimat wprawia słuchaczy w błogi i relaksacyjny stan spokoju. Oniryczna mgiełka kładzie słuchaczy do snu.

 Ale o to Kanadyjczykowi chodzi. Jego muzyka ma odprężać, tulić, przywodzić na myśl miłe chwile spędzone pod kołdrą w ciepły niedzielny poranek, kiedy można się przebudzić, by za chwilę ponownie zanurzyć w senny świat. A niewyraźny, czasem przerobiony auto tune’em wokal Teen Daze idealnie się do tego nadaje. I właśnie jest w singlowym „The Harvest”, maksymalnie wyciszającym, zbudowanym na kojących dźwiękach harmonii utworze.

Prawdziwą perłą A Silent Planet jest jednak „Watch Over Me” z uroczym i chwytającym za serce szeptanym wokalem oraz spokojnymi partiami gitary. To naprawdę piękny utwór i prawdopodobnie każdy, kto ten utwór usłyszy, miałby trudności z podważeniem tej tezy. Dodać warto jeszcze ciepłą warstwę tekstową i mamy naprawdę jeden z lepszych kawałków chillwave’owych.

I jeszcze trochę  na temat samego pomysłu EP-ki. W lutym 2008 roku Jamison udał się do Szwajcarii, gdzie przez siedem tygodni studiował filozofię. Tam również wgłębił się w Out Of The Silent Planet (Z Milczącej Planety) Clive’a Staplesa Lewisa, brytyjskiego pisarza, słynnego głównie z Opowieści z Narnii. Właśnie pierwsza część trylogii science fiction zainspirowała go do tworzenia muzyki. Po jakimś czasie Teen Daze ponownie wrócił do Out Of The Silent Planet, czego efektem jest A Silent Planet – próba przeniesienia myśli i treści zawartych w książce na płaszczyznę muzyczną.

Najgorzej wypadają „I Feel Into The Light” i „Malacandra”, chociaż nie są to złe utwory. One…po prostu nie wyróżniają się niczym szczególnym. Czymś, co przyciągnęłoby uwagę słuchacza, zahipnotyzowało.

Teen Daze przygotował album solidny. Nie jest to dzieło sztuki, jednak pozycja bardzo ciepła i urocza. Całościowo wciąga i tuli, zakrywa kołdrą ponad głowę. I chyba taki był zamiar speca od remiksów (bo Jamison z tego słynie). Słuchając A Silent Planet oczy się zamykają, a człowiek staje się bezpieczny.

7.5/10
Piotr Strzemieczny

2 komentarze:

  1. Wow, i znowu zgadzam się z Waszą opinią. Co więcej, sama recenzowałam tą EPkę i jestem pod wrażeniem jak nasze recenzje są do siebie podobne... :) A Silent Planet po prostu zmusza (ale wcale nie na siłę) do refleksji i do rozpłynięcia się w ciepłej kołderce z herbatką w ręku.. Nie jest podobna do wcześniejszych dokonań Jamisona, ale właśnie o to chodzi, że chciał stworzyć coś innego, coś co będzie realizacją jego filozoficznych rozważań. Smacznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. no tak, są lekko podobne, fakt. acz miło, że zgadzasz się z nami. to budujące.

    pozdrawiam i zapraszam częściej.

    Piotr

    (ps. widzę, że konkurencja poznała teen daze \m/)

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.