środa, 3 sierpnia 2011

Byliśmy na festiwalu: Audioriver 2011

Kolejnym przystankiem na festiwalowej trasie Fuck You Hipsters, był płocki Audioriver. Kto był kiedykolwiek na tym wydarzeniu wie, że ten nadwiślański event zapewnia fanom muzyki elektronicznej, niezapomniane (chociaż następnego dnia, nie wszystko można sobie tak łatwo przypomnieć) przeżycia. Przede wszystkim muzyczne, choć nie tylko, bowiem Płock jest wbrew pozorom, bardzo fajnym miastem a jego władze wiedzą jak przyjąć festiwalowych gości. W naszej krótkiej relacji, a właściwie dwóch, pokrótce chcieliśmy podzielić się z Wami, naszymi muzycznymi wrażeniami z wyjazdu.


Wrażenia Agi... jak również, filmy i zdjęcia.

Audioriver to co roku mój ulubiony festiwal. W tym roku udało mi się zobaczyć większość z tego co wcześniej zaplanowałam. Niestety nie doczekałam się Andy’ego C, który grał co prawda po godzinie 3 w piątek, jednak zmęczenie pracą i podróżą, mimo, ze trwała niewiele ponad 2 godziny, dało o sobie znać.

W zamian za to poznałam kilka nowości jak dla mnie, niektóre według mnie wypadły nawet lepiej od gwiazd tego festiwalu.

Niekwestionowanymi mistrzami kontaktu z publicznością byli Son Of Kick na gramofonach i Grems przy mikrofonie. Poczęstowali nas dużą porcją tłustego bassu w różnych jego postaciach. Od UK Garage, przez hip hop i drum’n’bass po dubstep, zakończone bardzo głośnym punkowym kawałkiem. Udało mi się nagrać kilka filmów, ale niestety nie dało się ustać spokojnie podczas ich setu, dlatego też filmy są trochę „roztrzęsione”. Przyznaję się, że nie znałam ich wcześniej, ale strasznie się cieszę, że miałam okazję ich występ zobaczyć na żywo. Tego koncertu nie da się inaczej opisać jak mega energia i ogromne szaleństwo!!!


Zaraz po nich grał zespół Modestep w wersji Live. Pokazali nam wszystkim, że nie ma jak muzyka na żywych instrumentach! Nawet ta elektroniczna! Zagrali kilka swoich najlepszych kawałków, min. ”Your Face” oraz kilka remixów np. ”Bitter Sweet Symphony” - The Verve, albo ”Fu*k You” – Cee Lo Green’a. Był to kolejny bardzo enegretyczny set, na którym nie dało się ustać w miejscu spokojnie. Nie mieliśmy chwili oddechu po Son Of Kick, bo dali nam naprawdę niezły muzyczny wycisk!
















Załączam kilka filmów mojej produkcji:
Fu*k You”:


Your Face”


Kolejnym dobrym koncertem tego wieczoru był występ The Qemists Live, czyli kolejna porcja połamanych dźwięków podszytych tłustym bassem, na żywych instrumentach.

Mimo przemoczonych ubrań i nadal siąpiącego deszczu na ich secie pojawiła się liczna grupa festiwalowiczów. Zmęczenie i zimno dało o sobie znać przed tym koncertem, dlatego, idąc na niego, nie miałam pewności czy długo wytrzymam. Jednak udało mi się szybko rozgrzać skacząc do takich kawałków jak ”Hurt Less”:




Większość dobrych koncertów miała miejsce drugiego dnia festiwalu, czyli w sobotę. Ale też pierwszego dnia fajny drum’n’bassowy set zagrał Loadstar.


















Zaraz potem był set DJ’a Marky’ego ze Staminą MC. I również set fajny, ale szczerze mówiąc jakoś mnie nie powalił.



















Tegoroczna edycja Audioriver upłynęła mi pod znakiem dubstepu z dodatkiem drumów. Zaliczyłam także kilka konertów bardziej technicznych, jednak osobą, która lepiej je opisze w swojej relacji jest Wojtek.




Wrażenia Wojtka.

Po bardzo udanym Audioriver Festival 2010, z wielkim podekscytowaniem czekałem na jego tegoroczną edycję, która głównie za sprawą zaproszenia na występy, wielu wielkich gwiazd elektroniki, jak również ogromnej różnorodności stylów i gatunków grania tego rodzaju muzyki, zapowiadała się równie dobrze.

Na nadwiślańskiej plaży, w tym roku można było posłuchać wszystkiego, od ciężkiego dub-stepu (choć w bardzo wesołym wydaniu), przez drum'n'bass, aż po house oraz techno. Dodatkowym smaczkiem były instrumentalne występy The Quemists, Modstepu oraz Duńczyka, Trenemollera, na którego koncert niestety nie dotarłem.

A miało być tak pięknie...

Moja „relacja” z tego wspaniałego płockiego festiwalu, może niestety ograniczyć się tylko do sobotnich występów, gdyż w piątek, w wyniku nieszczęśliwego splotu wydarzeń na teren festiwalu, nie dotarłem. Czego nie mogę sobie wybaczyć, ponieważ przegapiłem występy wyjątkowo przeze mnie wyczekiwanych, Vitalica oraz duetu Modeselector...

Dość o tym.

Sobota przywitała nas chmurami, zapowiadającymi nadciągający deszcz, który oczywiście zaszczycił nas swoją obecnością, podczas wieczornych koncertów. Na moje szczęście, w czasie pierwszego oberwania chmury szalałem w namiocie, przy cudownych dźwiękach brudnego electro i dub-stepu, na występie Son Of Kick, który przyjechał do nas wraz z Gremsem, który nawijał na mikrofonie. Jak już Aga napisała, był to niezwykle energetyczny występ, który stanowił idealną przystawkę do równie porywającego koncertu kapeli Modstep, której świetnie wychodzi łączenie dub-stepu (bro-stepu?) z żywymi instrumentami. Przyznam się szczerze, że ich twórczość, jak również Son Of Kick, była mi zupełnie obca, jednak wybawiłem się na ich gigach niesamowicie. Kulminacyjnym momentem sobotniego wieczoru miał być set super popularnego Paula Kalkbrennera, który mimo padającego deszczu, przyciągnął pod główną scenę tłum fanów, zgrabnie miksując swoje najlepsze kawałki, zarówno z albumu Icke Wieder jak i Berlin Calling. Szkoda tylko, że sam dj nie bawił się równie dobrze jak my, wpatrując się przez cały występ, jedynie w swój sprzęt do miksowania. Koniec występu berlińczyka, nie był końcem całego festiwalu, bowiem czekał nas jeszcze między innymi, koncert The Quemists, którzy zaprezentowali nam naprawdę świetny kawał granej na żywo muzyki, rozgrzewając do czerwoności, mokrą i zziębniętą już lekko publiczność. Nie doczekałem jednak końca ich występu, gdyż wolałem pobujać się przy tech-housowych dźwiękach, serwowanych w Circus Tent, przez Svena Vatha (chciałem również schronić się przed deszczem). Niemiec, niestety lekko przynudzał, więc na koniec chcąc odrobić stracony piątek, pobiegłem jeszcze na „główną” posłuchać bardzo energetycznego setu, weterana sceny D'n'B, Norwega TeeBee. Dodatkowym, ciekawym elementem naszej wyprawy do Płocka była wizyta w miejskim kinie, gdzie festiwalowicze mogli oglądać filmy. Nam, udało się obejrzeć bardzo ciekawy dokument, pt. Speaking In Code, w którym wystąpili między innymi Modeselector, Elen Alien i Robag Wruhme.

Audioriver 2011, przeszedł do historii. Ja, niestety nie miałem przyjemności podziwiać jego najlepszej, piątkowej części. Na szczęście, jest jeszcze Tauron. Mam nadzieję, że tam uda mi się w końcu zobaczyć, mój ukochany Modeselector, który wpadnie do naszego kraju jeszcze raz, wraz z wieloma innymi świetnymi wykonawcami, którzy mam nadzieję, idealnie zakończą mój letni festiwalowy serial.
Tak więc, do zobaczenia w Katowicach. 


...aha, jeszcze jedno wszystkim zainteresowanym polecamy spanie w szkołach, które podczas trwania festiwalu stanowią gigantyczne sypialnie. Fajna alternatywa dla pola namiotowego. Koszt to 25 zł/noc. Jedynym mankamentem, były prysznice... jedynie trzy... na kilkaset osób, ale dziwnym trafem w kolejkach do nich nie czeka się dłużej niż 15 min... serio.

2 komentarze:

  1. Zaliczylisie najmniej istotne sety tegorocznego AR. Gratuluje. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. pogratuluj sobie płytkich horyzontów. byliśmy na tym, na czym chcieliśmy albo na tym, na czym być mogliśmy.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.