czwartek, 7 lipca 2011

Washed Out - Within and Without (2011, Sub Pop, Weird World/Domino)


Na bazie popularności chillwave i sukcesów Toro Y Moi wyrósł nam drugi największy producent tego gatunku. I, nie oszukujmy się, to określenie idealnie do niego pasuje.





Krótki wstęp stanowiący charakterystykę Washed Out? Ernest Greene to pochodzący z Georgii, dwudziestoośmioletni producent, który debiutował EP-ką Life of Leisure. W 2009 roku wydał również drugi mini krążek, High Times. Idąc za legendą (ile w tym prawdy, wie tylko sam główny zainteresowany), własne studio nagraniowe WO utworzył w…sypialni, gdzie tworzył, gdy spali jego rodzice. Historia ciekawa, tak jak interesująca jest muzyka Amerykanina. A ta, na Within and Without, prezentuje wysoki poziom.

Już wcześniejsze produkcje sygnowane nazwą Washed Out udowadniały, że chillwave, jakkolwiek obecnie przereklamowany i wielce eksploatowany, może wciągać i podobać się nie tylko fanom spokojnego, pościelowego grania. Na pełnoprawnym, długogrającym debiucie Greene nie odstępuje od zamiłowanych przez siebie ciepłych i stonowanych, miękkich wręcz brzmień. Within and Without stanowi bowiem podróż po najprzytulniejszych zakamarkach łóżka. Tak jest na „Eyes Be Closed”, to samo można wyczuć w „Soft”, a wyliczanie zakończyć należałoby na „A Dedication”. Słowem – przez wszystkie dziewięć utworów ma się ochotę nie wychodzić z łóżka.

Z jednej strony krążek Amerykanina należy rozpatrywać pod kątem nowości – Washed Out stworzył muzykę inną od tego, z czym mieliśmy styczność na wcześniejszych EP-kach. Z drugiej strony słychać tu inspiracje Noah Lennoxem, a konkretnie trzecią solową płytą Panda Bear, Person Pitch. W sumie nie powinno to dziwić, bo za produkcję Within and Without wziął się sam Ben Allen, osoba stojąca za ostatnią płytą Animal Collective, Merriweather Post Pavilion.

Na albumie przeważają kompozycje lekkie i przyjemne, kojarzące się raczej z radością niedzielnego dnia. „Eyes Be Closed” to utwór idealny na poranek, kiedy słońce dopiero leniwie wschodzi. „Before” jako sposób spędzania popołudnia, kawałek nadający się na sjestę, czy też po prostu leniuchowanie. Jest w końcu „Amor Fati”, czyli coś na miłe ukoronowanie dnia.

Pozytywne dźwięki nie stanowią jednak całości materiału, jaki Greene przygotował na swoim debiutanckim albumie. Są utwory, które ukazują mroczno-melancholijną stronę artysty. Mowa o „Echoes”, „Far Away” oraz kawałku tytułowym. Odzwierciedlają one stan emocjonalny Washed Out, gdy ten tworzył i tworzył, a z żadnego z blisko pięćdziesięciu demo-nagrań nie był zadowolony.

Within and Without nie jest płytą „z pompą”. To skromne, lecz niesamowite nagrania. Jasne, na wcześniejszy krążek był niesamowity hype (przyznajmy – słuszny), lecz sam Ernest nadal pozostał tym samym chłopakiem, który tworzył w domowym zaciszu, a na którego pierwszy występ przyszło…600 osób. Jak sam przyznał, nie wiedział co ma robić. Zdjęć i filmów z tamtych czasów nadal nie ogląda – „To było żałosne. Czułem się tak zażenowany, nie wiedziałem co mam robić”. Teraz Washed Out radzi sobie lepiej na swoich setach, a i sama muzyka brzmi dużo lepiej. Nastała era Amerykanina, który śmieje się z nazwy „chillwave” („to żart!”)?

8.5/10
 Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.