niedziela, 26 czerwca 2011

Wywiad: Tobiasz Biliński (Kyst/Coldair)

Z Tobiaszem Bilińskim spotkaliśmy się w warszawskim Powiększeniu. Pogoda nie dopisywała, bo akurat lał deszcz. Ostro przemoczeni usiedliśmy na jednej z kanap i rozmawialiśmy. Nie jest to typowy wywiad, lecz luźna rozmowa o muzyce, wrażeniach festiwalowych, na których Kyst w tym roku grali i wyszło z tego całkiem sporo tekstu. Dlatego podzieliliśmy go na kilka części. Dziś pierwsza odsłona z Tobiaszem, założycielem Kyst i liderem jednoosobowego projektu Coldair.  




Nie chciałem zadawać tego pytania, ale wiem, że bardzo je lubisz, zatem… Co z tą Norwegią?
Ha ha, dzięki. Nienawidzę tego pytania. Opowiadałem o tym już tyle razy, że już mam go dosyć, ale nic z tą Norwegią poza tym, że urodziłem się w tym kraju. Norwegiem nie jestem, chociaż mam bardzo norweskie imię.

Więc może Adam jest Norwegiem?
Nie, nie. Można powiedzieć, że Adam jest Czechem, bo wychował się w Pradze. Więc jesteśmy zespołem złożonym z Norwega, Czecha i Niemca.

To może Ludwig, który jest Niemcem i mieszka w Berlinie, jest Czechem?
Wygląda jak Norweg! Ludwig jest naszym kolegą zza zachodniej granicy.

Dobrze, to może opowiedz jak było w Barcelonie. Byłeś bardzo opalony, więc z całą pewnością musiało Ci się podobać!
Krótko mówiąc: było zajebiście! Mieliśmy basen na dwudziestym trzecim piętrze hotelu, opieprzaliśmy się w nim. Zobaczyliśmy fajne koncerty, było słoneczko, morze, palmy, parę kaktusów. Ogólnie było zajebiście, mieliśmy wszystko za darmo. Dostałem torbę Primavery (Tobiasz macha nią przez całą rozmowę – przyp.red), koszulkę Adidasa. I właśnie tak a propos, siedzimy sobie w Powiększeniu, ja przyszedłem prosto z Kinoteki, gdzie byłem na filmie Kac Vegas 2, który bardzo polecam. Wczoraj oglądałem pierwszą część, która była mega. Tak zajebista, że dziś kupiłem bilet na drugą część. To właśnie jest mój humor. Ale w filmie jest – na samym początku, więc nie zdradzam fabuły – taki moment, że jest taki człowiek z nie wiadomo czym wytatuowanym na twarzy i prawie to samo zrobiłem w Barcelonie. Tam jedna pani rozdawała wodne tatuaże Jacka Danielsa, ja byłem trochę wcięty i zrobiłem sobie taką dziarę. Podjarałem się, że to wygląda super i zacząłem szukać studia tatuażu, żeby sobie wytatuować „Hi’ my name is Jack” z logiem właśnie Jacka Danielsa. Na całe szczęście nie znalazłem tego studia, obudziłem się rano i odetchnąłem z ulgą, bo to by było naprawdę słabe…
Czy jest szansa, żebyście wrócili do Barcelony w przyszłym roku?
Myślę, że jest, bo graliśmy na takiej scenie, która jest nazywana „przedszkolem Primavery”, czyli grają tam zespoły, które organizatorzy festiwalu obserwują, żeby je wziąć na większą scenę w przyszłym roku. Może nas zaproszą, chociaż nie wiem, czy w ogóle byli na naszym koncercie, czy nas widzieli. Liczę na to, że uda się tam pojechać albo z Kyst, albo z Coldair.

Nie będę się Ciebie pytał, czy Primavera jest szansą na promocję, bo to głupi temat, natomiast opowiedz może o swoich wrażeniach z innych koncertów, które miałeś szansę zobaczyć.
Jeśli chodzi o pierwszy dzień festiwalu, bo graliśmy właśnie wtedy, to byłem strasznie spięty przed naszym koncertem, praktycznie nic nie zobaczyłem. Siedziałem na backstage’u i się stresowałem i tylko piłem red bulle, żeby się uspokoić, chociaż to chyba słaby pomysł. Co ja zobaczyłem… Sekundkę Of Montreal… Pierwszego dnia w sumie niewiele widziałem. Coś tam zagraliśmy i drugiego dnia widziałem Swans, którzy rozpieprzyli cały festiwal. Siedziałem na tym koncercie jak na mszy. Powinieneś wiedzieć jak to jest, w końcu jesteś z Grodziska.

Ty też jesteś z małej nadmorskiej miejscowości.
Ale w Sopocie się imprezuje, tam się nie chodzi do kościoła! No to Swans byli zajebiści, PJ widziałem, ale mi się nie podobała. Fleet Foxes byli fajni. Tallest Man on Earth był średni. Za nim akurat nie przepadam, wkurza mnie ten gość. Jest małym Szwedem, który udaje Boba Dylana. Mam nadzieję, że nie zna polskiego i tego nie przeczyta…

Spokojnie, przetłumaczymy mu to i wyślemy na mejla.
O, to nie mogę się doczekać! Co tam jeszcze…Masa była fajnych koncertów. Zresztą najlepsze gigi były na scenie Ray-Ban (śmiech). Serio, Swans np. grali na tej scenie. Widziałem kawałek Kurta Vile’a, ale też średnio mi się podobał. Nie rozumiem hype’u na tego gościa, jest przyjemny, ale bez przesady. W sumie nie pamiętam, bo Primavera smakuje mi bardzo jägermeisterem, który był sponsorem festiwalu, a że my mieliśmy strefę VIP – wiesz, artyści! – to nie płaciliśmy. Dlatego może nie pamiętam większości koncertów. A, i jeszcze Animal Collective!

Fajnie było?
Nie, właśnie strasznie źle. Wiesz, słabe nagłośnienie, a oni drugi raz udowodnili mi, że nie potrafią dawać koncertów.

Gorsze nagłośnienie niż w Powiększeniu?
A oni tu grali?

Nie, ale ludzie często narzekają na nagłośnienie tutaj.
Aaa, bo właśnie się zastanawiałem kiedy oni tu byli i dlaczego mnie nie było wtedy…

Było Kyst.
No tak, a to prawie jak Animal Collective, ha ha.

No, no. Zaraz do tego wrócimy.
Jasne, a wracając do AC, to nagłośnienie było jakby ktoś przykleił poduchy do głośników, a to przecież największa scena była! Nic nie było słychać, oni fałszowali, naćpani i słabo im to wyszło. Z dupy koncert – takie mam zdanie.

Przed Barceloną byliście na innym dużym festiwalu, na zupełnie innym kontynencie.
Chodzi Ci o SXSW, tak?

Tak. Fajnie było? Porobiliście zdjęcia, pozwiedzaliście…
Tak, zwiedziliśmy „Olsztyn, Texas’, tak zwany. Było zajebiście, masa zespołów.

Więc na pewno się wypromowaliście!
No ba, na pewno! Alcohollica: A Texas Tribute to Alcohol and Metallica byli mega. Grali covery, byli pijani.
 

Nie chcieliście tam zostać? Były takie głosy, żebyście lepiej tam zamieszkali.
Oczywiście, że chcielibyśmy. A te głosy to na portalu trójmiasto.pl ktoś tak napisał. Ja nie miałbym nic przeciwko, na pewno było tam fajniej niż tutaj. Ciepło cały rok, ale tam są w sumie teraz pożary. Festiwal bardzo fajny, polecam się wybrać, tylko trochę droga wycieczka.

Przejdźmy teraz do Twojego drugiego projektu, Coldair. Dziś pada, więc pogoda taka nastrajająca do…
…Cięcia żył!

Mniej więcej, chodziło mi raczej o słuchanie Persephone, ale może można nazwać te dwie czynności tak samo? Były pojazdy.
 Były pojazdy, to prawda, ale były też „nie pojazdy”.


To prawda, ale jesteśmy hejterskim blogiem, więc skupmy się na negatywnych opiniach wpierw.
To prawda, jesteście hejterskim blogiem.

Było Ci przykro, gdy czytałeś…
Szałaska? Nie, nie było. Szałasek mnie aż tak bardzo nie zjechał jak Porcys. Byłem zresztą zdziwiony, że skoro negatywnie się wypowiadał o Kyst, to tę moją płytę zniszczy, ale dał mi wyższą notę, niż Kyst. To było trochę dziwne.

To może Adamowi było przykro? Że wspólnie nagraliście, wg tego bloga, gorszą płytę, niż Ty sam.
Nie wydaje mi się, wiesz? Myślę, że nie było mu przykro, chociaż może?

A Tobie było „dobrze”? Nie natchnęło Cię, aby nagrać nową płytę?
Może dostałbym notę „4”, albo „2” na Porcysie, bo na razie mam 0.0, bo mnie jeszcze nie recenzowali, to na dwa podskoczę… Tak, ja nagrywam teraz nową płytę, planuję ją na wrzesień, to znaczy tak sobie mówię. Nie wiem czy się wyrobię, bo nagrywam ją w domu, w pokoju mieszkam takim, że jest na pierwszym piętrze, a okno mam od Marszałkowskiej i są tramwaje, więc nagrywać mogę tylko w kuchni, gdy moje współlokatorki wyjdą z mieszkania.

Ale dzięki temu możesz mieć super efekty dźwiękowe w postaci tramwaju.
No tak, ale jest też za głośno. W sumie mogłaby wyjść piosenka „Uwaga, jedzie tramwaj”, ale taka już jest. W tym momencie mam takie problemy, że nie stać mnie na studio, przez co muszę nagrywać w kuchni. A że kuchnia nie jest cały czas wolna, to kto to wie, kiedy się wyrobię? Ale stwierdziłem, że fajnie by było wydać 20. września, czyli równo rok po premierze Persephone. A ta płyta już nie będzie taka deszczowa. A może będzie? Kto to wie, jak to wyjdzie?

Na koncercie w Eufemii zagrałeś kilka nowych utworów. Muszę przyznać, że różniły się od tych, z Persephone. Były bardziej radosne, bardziej przyjemne, zresztą ludzie też je tak odbierali, a i Tobie dopisywał humor. Mimo, że okulary przeszkadzały Ci grać. Powiedz może coś o swoim nowym wyglądzie scenicznym, nie do końca udanym.
Masz racje, nie do końca się udało. Kolega namówił mnie, abym zagrał w okularach przeciwsłonecznych, ale właśnie był taki półmrok, co nie było przyjemne. I mi nie wyszło, nie trafiałem trochę w progi, więc zdjąłem okulary po pierwszym numerze. Nowe kawałki są takie bardziej popowe, bo ostatnio poczułem w sobie popową duszę i zacząłem stawiać bardziej na melodię. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Może zostanę nowym polskim Jamesem Bluntem, ha ha ha.


Rozmawiał Piotr Strzemieczny


Część II jutro

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.