czwartek, 30 czerwca 2011

How to Dress Well - Just Once EP (2011)

Dream-beatowy czarodziej powraca ze starym-nowym materiałem. Składająca się z czterech utworów EP-ka może pozostawiać jednak niedosyt.




Toma Krella (aka How to Dress Well) przedstawiać chyba nie trzeba. Autor jednej z lepszych chillwave’owo- lo-fi R&B płyt 2010 roku teraz postawił na nowe wersje kawałków, które znamy z Love Remains. Jaką przybrał formę? Otóż cztery piosenki to tak naprawdę nic innego, jak zmienione aranżacje trzech starych utworów oraz jeden zupełnie nowy (to znaczy tytuł taki sam, jak przy dwóch wcześniejszych, tylko różni się cyferka tuż za nazwą). Tym sposobem mieszkaniec Brooklynu przygotował materiał nieprzeciętnie przeciętny, który tak na dobrą sprawę mógłby wcale się nie ukazywać.


OK., Amerykaninowi nie można zarzucić braku kreatywności. Jednak pomysł nagrania piosenek z orkiestrą już dawno temu został, może nie wyczerpany, ale mocno eksploatowany. Nagrywał tak Elvis Costello, na identyczny pomysł wpadła Mica Levi i jej dwójka przyjaciół, występująca jako Micachu and The Shapes. W obu przypadkach efekt końcowy był wyżej niż poprawny, a można pokusić się o stwierdzenie, że nawet całkiem niezły. O Just Once EP ciężko wypowiadać się w takim stylu. Utwory jakie przygotował dla słuchaczy How to Dress Well są po prostu…nudne! Nie znajduję żadnej skali porównawczej z debiutanckim Love Remains. Na mini albumie królują pościelowe psalmy, a Krell, niczym Piaskowy Dziadek, usypia odbiorców. No bo kto słyszał, żeby aż tak spowolnić, już i tak ślamazarne, to specyficzne avant.lo-fi?

Współpraca z Minną Choi nie wyszła zdolnemu muzykowi na dobre: orkiestrowe aranżacje przynudzają, brakuje tej świeżości z Love Remains.

I taki „wow szczegół” na sam koniec. Jeden (dolar) z dziesięciu idzie na szczytne, zdrowotne cele! Dużo, nespa?

4/10
 

Piotr Strzemieczny

(jest to przedruk recenzji tego autora, która ukazała się na livelife.pl)  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.