piątek, 13 maja 2011

Gang Gang Dance - Eye Contact (2011, 4AD)

Ostatnią płytę nagrali po prostu w fantastyczny sposób, więc teraz na Gang Gang Dance ciążyła spora presja. Bo jak tu nie zepsuć pozytywnego wrażenia wywołanego przez Saint Dymphna. Udało się, jest bardzo dobrze!






Już zapowiadający najnowsze wydawnictwo nowojorczyków „Glass Jar” sugerował, że Eye Contact stanowić będzie jedną z lepszych i ważniejszych pozycji tego roku. Ponad jedenastominutowy kawałek dzielił się na dwie różne kompozycje, które jednak w piękny i płynny sposób nasuwały się na siebie. Pierwsza część budziła skojarzenia z twórczością Animal Collectie, drugą napędzał szybki i orientalny podkład oraz eteryczny wokal. Te czynniki wystarczyły, aby znalazł się poważny kandydat na singiel 2011. Otwierający piątą płytę utwór to jednak ziarenko jeśli chodzi o materiał na niej zawarty.

Nagrać dwa znakomite albumy pod rząd jest rzeczą trudną. Zwłaszcza jeśli są to krążki numer cztery i pięć, a zespół nagrywa już dziesiąty rok z rzędu. Gang Gang Dance jednak stanęli na wysokości zadania, a udowodnia to wszystkie dziesięć kawałków na Eye Contact.

Orientalny, ciągle skaczący po różnych gatunkach bit, full syntezatorów, niemożność zaszufladkowania w jakąkolwiek łatkę stylistyczną i ten właśnie fakt nadaje płycie uroku oraz siły. Bo z każdego utworu bije różnorodność. Openerowy „Glass Jar” można postawić na równi z singlem ostatniej płyty, „House Jam” jeśli chodzi o przebojowość. „Adult Goth” podkładowo pachnie Bollywoodem i stanowi idealne pole do popisu dla Liz Bougatsos, jej głosu oraz abstrakcyjnego śpiewu z pogranicza tego, co robi Karen Andersson Dreijer (The Knife). Traf chciał, że muzycy z Gang Gang Dance ułożyli na track-liście trzy najlepsze kawałki (pomijając rewelacyjny, wcześniej wymieniany singiel) obok siebie. Mowa tu właśnie o „Adult Goth”, „Chinese High” oraz dancehallowe „MindKilla”. Wszystkie utwory po prostu wypływają z głośników, a  to za sprawą miłych dla ucha oraz  wciągających i energicznych melodii.

Jednak myli się ten, kto uważa, że nowojorczycy na Eye Contact postawili tylko na żywsze podkłady. Swoistą odpowiedzią na szybkie i chaotyczne „MindKilla” jest funkowo-chillowe „Romance Layers” oraz równie wyciszające, aczkolwiek chyba najsłabsze na albumie, „Sacer”. Płytę zaś zamyka orientalno-hiphopowy „Thru and Thru”, w którym wokalistka śpiewa, że „lepiej zadzwonić do neurochirurga”. Tak, słuchając tego prawdziwego eklektycznego kolażu dźwięków należy się zastanowić nad tym, co się dzieje w głowach Amerykanów. Od dawna raczą swoich fanów – żeby użyć wyświechtanego zwrotu – „muzyką przyszłości”. I, nawet jeśli na swoim najnowszym albumie ta muzyka lekko się urealnia, to nadal jest w niej coś wyjątkowego i mocno wciągającego.

8/10

Piotr Strzemieczny

2 komentarze:

  1. Nice review. I also reviewed it on my blog:

    http://fin2limb.blogspot.com/2011/05/gang-gang-dance-eye-contact.html

    OdpowiedzUsuń
  2. zgadzam się - rewelacyjny album :)

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.