OK., rośnie im już popularność. 11. marca mieli dwóch słuchaczy na swoim lastfm. Dziś (już chyba 24. dzień tego miesiąca) liczba ta podskoczyła do 43. Mogłoby, ba! – powinno, być kapkę więcej.
Gdyby ta okładka pojawiła się w Internecie jeszcze na przełomie 2006/2007 to większość emotów wykupiłaby pewnie cały nakład. Problem w tym, że krążek wyszedł 1. marca, a obecnie w modzie raczej trójkąty i dziwne znaczki, nie kościotrupy. I chociaż cover przywołuje na myśl ‘danse macabre’ albo chociaż dobry bal przebierańców, to muzyka do zabawy raczej nie pasuje. Liquid Skulls nadają się raczej do powolnego umierania. Bądź kontemplacji. Fajnie jest.
Może nie rzuca na kolana, nogi same do tańca się nie rwą, korek od szampana nie wystrzeli, ale Dead In Yr Eyes wciąga. Sześć kawałków zamkniętych w piętnastu minutach to, wydawać by się mogło, niewiele. Nic bardziej błędnego, chłopacy z Fayetteville (Północna Karolina) idealnie zmieścili cały ten niezbyt lekki materiał.
Jest szorstko, jest ubogo, jest lekko tajemniczo-podejrzanie. Ogólnie sennie. Psychodelicznie? Oj, chyba tak. Ogólnie taki lo-fi z akcentami drone’owymi. Brzmi zachęcająco, prawda? No to jeszcze bardziej powinno się podobać zdanie wygłoszone przez jednego z pana recenzenta: „To muzyka idealna na rower, więc wsiadajcie na rower i pedałujcie w deszczu przy tych dźwiękach”. Ja się nie zgadzam. Po pierwsze jadąc na rowerze przy tej płycie można się zamyślić i spowodować wypadek. Po drugie jazda na rowerze w słuchawkach jest niebezpieczna. I po trzecie – lepiej nie jeździć w deszcz, a co jak się ktoś poślizgnie na bardzo ruchliwej jezdni?!
Niemniej Dead In Yr Eyes to bardzo ciekawa płyta i dobra na jeszcze chłodne, wczesnowiosenne noce.
7/10
Piotr
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.