poniedziałek, 23 czerwca 2014

POPŁACZ RAZEM Z NAMI #7: Coolside, Felix The Baker, Mad Pilot


Jak co sobotę (a przynajmniej z takim założeniem), Mateusz Romanoski bierze "pod lupę" wydawnictwa znane i te mniej znane. W czwartej części "Popłacz razem z nami" opisuje... A zresztą, zobaczcie sami!



Coolside – Own The Zone

Piątka zadziornych typów z Lanchester, którym blisko z jednej strony do starych wyg z Bad Brains, a z drugiej do trochę młodszych, ale i tak starych wyg skupionych wokół wytwórni Dischord. Do tych pierwszych zbliża przede wszystkim sposób operowania głosem przez Jamesa, momentami bardzo przypominający H.R-a. Do tych drugich emo wtręty instrumentalistów (np. w „Dead Weight” i „Da Boys”) przywodzące na myśl Dag Nasty. Mimo klasycznych wzorców, nie jest to produkt drugiej świeżości. 






Felix The Baker – Weirdos Dancing Club

W Poznaniu mamy już kilka kapel z powodzeniem wyciągającym ile się da z trupa indie 1 (żeby wymienić chociażby świetnego Szezlonga), Felix The Baker nie sięga tak daleko. Raczej grzebie w tym, co około dekadę temu śmigało na MTV2. Jeśli nie robi wam się niedobrze na myśl o wyspiarskich wynalazkach spod znaku The Libertines czy Razorlight ,trudno będzie przedawkować muzykę Felixa. Za to bez problemu będzie można skleić z nim piątkę. Przy okazji tego typu dźwięków raczej nie ma sensu ocenianie oryginalności czy odkrywczości muzycznej propozycji grupy. Ważne, że mimo wpadki w trochę banalnym „No coming back” (gdyby ktoś mi w ten sposób wyznał, że „Nothings gonna change my love for you”, nie czułbym się przekonany, sorki), jest to materiał, który kąsa. Wolałbym, żeby rzeczy spod znaku „TV (What You Can See)” wylądowały w rozgłośniach lansujących spoconego rocka, a nawet w Trójce zamiast gwiazdorskich koszmarków promujących męskie granie. Miła odmiana wobec zarzynania wzorców bluesowego revivalu The White Stripes i Black Keys.




Mad Pilot – I want to belive
 
Mad Pilot istnieją już pięć lat, wydali debiutancką epkę, na którą składa się pięć utworów, brzmiących jakby pozbierali je pięciu różnym wykonawcom. Nie zmienia to faktu, że jeśli komuś zdarza się tkwić jedną nogą w latach dziewięćdziesiątych, będzie wniebowzięty. Pierwszy numer brzmi jak obdarty z melancholii Rein Sanction grający z energią, której nie powstydziłby się No Age. Drugi to bezpretensjonalna przebojowość wczesnych Foo Fighters. Trzeci to króciutki blackmetalowy wygłup, który nie powinien dziwić, kiedy uświadomimy sobie, że jeden ze sprawców zamieszania maczał paluchy w klawym rosyjskim składzie Vagiant. Czwarty to uroczy akustyczny song w duchu zamyślonych pryszczatych The Wrens. Całość zamyka niechlujny instumental ciągnięty przez masywny bas. Coś dla tych, dla których Polvo po reaktywacji to już nie ta sama zabawa. Jeśli którakolwiek z wymienionych kapel kiedykolwiek zagościła w twoim odtwarzaczu, jest duże prawdopodobieństwo, że posłuchasz „I want to belive więcej niż raz”.





poleca Mateusz Romanoski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.